Służba Zdrowia.
Zasadniczo, jak już onegdaj wspominałem przy innym temacie, służba zdrowia służy ludziom zdrowym. W relacji pacjent - lekarz, to kto jest zdrowy? Dlatego nazywa się to służba zdrowia. Jeszcze chciałoby się dodać zdrowia, szczęścia i pomyślności. Skąd taka refleksja? Z autopsji - już opowiadam:
(pozwólcie, że pominę jaka choroba, jaki oddział szpitalny i jaka poradnia). Trafiłem do szpitala wojewódzkiego na SOR w okolicach 01.2021, zostałem szybko przyjęty na oddział, pobyt w szpitalu, pełna diagnostyka, fachowe leczenie i już po 21 dniach wypis, oraz skierowanie do poradni specjalistycznej celem stałej kontroli. Jak dotąd wszystko OK. Opieka w szpitalu wzorowa, złego słowa nie powiem.
Zacząłem zatem szukać lekarza o specjalności wymaganej do stałej kontroli mojego stanu zdrowia. No i się zaczęło. Rozeznawszy się w terminach (najszybszy na 06.2022) szybciutko wróciłem do szpitala i poprosiłem o skierowanie na CITO (PILNE). Uzbrojony w takie skierowanie jąłem wydzwaniać po poradniach. W takich przypadkach wolę kontakt telefoniczny. Zresztą nie napracowałem się zbytnio, bo specjalistów z tej dziedziny na NFZ przyjmuje 5-ciu (słownie pięciu lekarzy). Dodam, że mieszkam w mieście wojewódzkim. Terminy skróciły się raptem o 1 miesiąc. Co było robić - wizyta prywatna. Raptem 200zł, wszak zdrowie jest bezcenne. Termin wizyty prywatnej? Miła pani z recepcji pyta mnie kiedy zechcę przybyć i o której godzinie, ponieważ termin mogę umówić na jutro, czy choćby dziś jeśli sprawa jest pilna. Umawiam się na dzień kolejny. Naturalnie żadnych kolejek w poczekalni, pan doktor czeka na mnie o umówionej godzinie. Referuję moją historię choroby, przedstawiam dokumentację (wyniki badań, wypis, itp). Pan doktor (profesor) tłumaczy mi wszystko cierpliwie i w języku zrozumiałym dla człowieka bez medycznego wykształcenie. Cudownie (myślę sobie) fachowa opieka i tylko za 200zł. Nagle czar pryska! Pan profesor doktor mówi "... proszę przyj do mnie do poradni xxx gdzie przyjmuję na NFZ. Tam mogę panu wystawiać skierowania na badania..." Nieśmiało wspomniałem o kosmicznych terminach rejestracji. Pan prof.dr. poinstruował mnie, bym pokazał się w poczekalni przed gabinetem, a on mnie poprosi. Dla mnie OK, jednak zawsze jest jakieś ale. W poczekalni tłum pacjentów. Panie w rejestracji lojalnie informują, że pacjentów zarejestrowanych jest mnóstwo, a druga połowa to pacjenci "z polecenia". Zgodnie z instrukcją ustawiłem się w widocznym miejscu i czekam. W poczekalni tłum, utrzymanie jakiegokolwiek dystansu niemożliwe. Cała nadzieja w maseczkach. Typowe rozmowy: ... pani na którą godzinę umówiona?...pan na którą? ... to ja przed panią... itp,itd. Stoję cichutko, nie przyznaję się do niczego. Powoli jednakże zaczynam się orientować. Pacjenci są rejestrowani i umawiani w odstępach pięciominutowch. Pięć minut na wizytę w gabinecie ( wywiad, diagnoza, zalecenia). Niemożliwe do wykonania. zatem pacjentka umówiona na godz. 15:35 wchodzi do gabinetu o godz 17:55. Pan prof.dr co jakiś czas wzywa " następny proszę " lub woła " pan Karol proszę". Kumam że tajemniczy pan Karol, to pacjent "z polecenia". Pan prof.dr. mnie zauważył, czekam aż wywoła moje imię. Ponieważ nie wzywa czekam cierpliwie. Aż do ostatniego pacjenta. Ok godz 20:30 jako ostatni wchodzę do gabinetu. Wyraźnie zmęczony prof.dr żali się, że już dawno powinien być w domu. Zajmuje się jednak i mną i pada diagnoza: niezbędna ingerencja chirurgiczna. Najlepiej u mnie na oddziale. Nogi się pode mną ugięły. Nie, że szpital, że operacja, ale u niego na oddziale. Pan prof.dr przyjmuje w prywatnej przychodni, przyjmuje w poradni na NFZ i jest ordynatorem oddziału. No OK nikt mu nie broni zarabiać. Ja mu tej orki i tej kasy nie zazdroszczę.
Dlaczego zatem to opisuję? Nie daje mi spokoju jeden szczegół: Pięć minut na pacjenta NFZ. ABSURD.
Popytałem w rodzinie (mama pracowała w poradniach wiele lat) i mama mi wyjaśniła - każdy zarejestrowany pacjent to punkty do kontraktu lekarza z NFZ-tem. Tenże Narodowy Fundusz Zdrowia rozlicza z lekarzem kasę za punkty. Zatem rejestrujmy jak najwięcej pacjentów by była kasa. A że pacjenci w poczekalni czekają godzinami, z powodu frustracji dochodzi do kłótni, co tam. Niech się pacjenci w poczekalni pozabijają, grunt, że kasa płynie. To ostatnie zdanie usłyszała kiedyś mama od pewnego stomatologa gdy pracowała w rejestracji. Oczywiście był to gabinet na NFZ, zaś wspomniany stomatolog przyjmował również prywatnie w swojej willi.
Zatem komu służy Służba ZDROWIA ?
Komu służy Narodowy Fundusz ZDROWIA ?
Dodaj komentarz