Covid w rodzinie
Moi rodzice (oboje 80+) zapadli na covid co wykazał test w aptece. Przechorowali łagodnie w domowej izolacji, prawdopodobnie dzięki szczepieniu. Mieszkają sami, zatem było typowo - tylko kontakt telefoniczny, zakupy i obiady pozostawiane pod domem odbierali po moim oddaleniu się - zapewne to znacie. Ich izolacja trwała 10 dni. Po tym czasie dzwonią do mnie i pytają co dalej, bo próbowali dodzwonić się do Sanepidu, do NFZ i nie mogą. Rozumiem, starsi ludzie (przypomnę 80+), no to ja się dowiem - pomyślałem. Faktycznie, łatwiej dodzwonić się do Watykanu, niż do Sanepidu, Łatwiej do Białego Domu, niż do NFZ. Ale nie daję za wygraną i dzwonię na infolinię. Pytam, czy po kwarantannie, po 10ciu dniach od pozytywnego testu należy powtórzyć test by wykluczyć zakażenie, innymi słowy potwierdzić wyzdrowienie. Pani poprosiła o chwilę cierpliwości (było słychać w słuchawce, że kogoś pyta), po czym podała numer telefonu gdzie powinienem uzyskać potrzebne informacje. Zatem dzwonię. "Jesteś 62 w kolejce" usłyszałem w optymistyczny komunikat w słuchawce, potem melodyjka. Zdeterminowany czekam. Jakimś cudem już po chwili ludzkim głosem przedstawia się konsultantka.Przedstawiam problem - rodzice mieli pozytywny test, 10 dni kwarantanny i czy powinni zrobić powtórnie test? Bo na mój rozum należy potwierdzić ozdrowienie. W słuchawce słyszę odpowiedź: "Noooo yyyyy eeeeee nooo można zrobić test." A gdzie? - dopytuję "Najlepiej skontaktować się z lekarzem rodzinnym" Z wyraźną ulgą w głosie informuje mnie rozmówczyni. Cóż mi pozostaje? Dziękuję za rozmowę (bo trudno nazwać to informacją) i rozłączam się. Dzwonię do lekarza rodziców i umawiam ich na wizytę (okazuje się bowiem, że to lekarz rodzinny decyduje o ew, konieczności wykonania testu. Tak wiem, że testy w aptece, ale tam powiedzieli, że ozdrowieńcy ze skierowaniem mają przybywać. Zatem dzwonię do rodzinnej lekarki ( bo to kobieta) i próbuję umówić mamę. Lekarka przeprowadza ze mną telefoniczny wywiad! "Jakieś objawy?" Nauczony doświadczeniem ubarwiam, że źle się czuje "to normalne w tym wieku" słyszę w słuchawce, zatem czym prędzej dodaję kaszel i gorączkę. "to chyba przeziębienie, bo koronawirus po dziesięciu dniach się dezaktywuje" Cholera nie wiedziałem że covid jest zaprogramowany na 10 dni. a teraz dla wojska, policji i innych ma być zaprogramowany na 5 dni (bo tyle ma wynosić dla nich kwarantanna. Wracając do zakażenia moich rodziców. Na moje kategoryczne żądanie pani doktor zgodziła się przyjąć mamę. Zawiozłem ją. Pani doktor (w przychodni i wcale nie przyszpitalnej) przyjęła mamę cała ubrana w strój covidowy (ten, który znamy z relacjach TV, a niektórzy z autopsji - pobytu na oddziale covidowym). Ciekawe po co pani doktor ten strój, skoro jak twierdziła wirus po 10ciu dniach sam się dezaktywuje, a mama była u niej po 12 dniach izolacji. W każdym razie od ręki zrobiła mamie test genowy, wynik ujemny, czyli zdrowa i nie zaraża. - A co z moim tatą? - zapytałem lekarkę, - bo pierwszy test miał 3 dni po mamie? - "Może przyjechać dzisiaj, albo wcale bo ja mam od jutra urlop, a nie będę tego nikomu zlecała". Czym prędzej opuściliśmy przychodnię. Po dwóch dniach zawiozłem ojca do apteki, gdzie przedstawiłem pokrótce sytuację i bez problemu tacie zrobiono test bez cholernego skierowania. Wynik ujemny. Teraz tylko oboje rodziców przepisałem do innego lekarza POZ (Podstawowej Opieki Zdrowotnej - bo tak fachowo nazywa się lekarz zwany potocznie rodzinnym).
Zastanawiam się tylko - jak w tak działającym systemie mamy walczyć z pandemią?
Wiem! Podobno jest nowy kandydat na ministra zdrowia. Dni Niedzielskiego są policzone Serio. Nowym kandydatem jest nim Profesor, generał Grzegorz Gielerak.
No skoro generał. to z Covid bitwę wygramy/